Dziś przywitało nas piękne słońce – trzeba było to należycie wykorzystać, dltego zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy na plażę. W Jastrzębiej Górze jest specjalna część przeznaczona dla kolonii i obozów, tam znajduje się wieża ratownicza pilnująca kąpiących się grup. Znajduje się ona przy wejściu nr 22 – ostrzegamy wszystkich przebywających w Jastrzębiej, zwłaszcza tych, którzy unikają gromady kolonistów, siłą rzeczy robiących dużo zamieszania.
Przedpołudnie spędziliśmy więc na zabawie na plaży, grze w piłkę, w karty. Niektórzy czytali, inni preferowali rozwiązywanie krzyżówek i pogaduchy. Była też kąpiel pod czujnym okiem ratowników – woda jest lodowata zdaniem wszystkich kąpiących się, co jednak nie przeszkodziło im się świetnie bawić. Był też czas na lody w budce na plaży.
Po obiedzie i odpoczynku poobiednim znów poszliśmy na plażę i byliśmy tam aż do kolacji. Mieliśmy dużo miejsca do zabawy, bo większość turystów jeszcze przed 17:00 opuściło plażę. Znów się kąpaliśmy, graliśmy w piłkę i frisby, zakopywaliśmy się w piasku, tarzaliśmy się w nim itp. itd. Kacper S. – zainspirowany panem sprzedającym „gorącą kukurydzę” - chodził po plaży i wykrzykiwał ciekawe rymowanki typu: „Moja babcia utonęła, zjadła kolbę, wypłynęła”. Jakich kreatywnych mamy kolonistów! Poza tym każdy pokój miał za zadanie wykonać pejzaż nadmorski, a do dyspozycji były papierowe talerzyki, taśma dwustronna, pastele oraz wszystko, co można było znaleźć wokoło, czyli piasek, muszelki, kamienie. I chociaż niektórzy wyrażali sprzeciw i twierdzili, że do niczego im się to w życiu nie przyda (tak jakby granie na telefonie miało im się w życiu przydać!), wszyscy zadanie wykonali.
Na kolację były dziś m.in. knedle. Większość dzieci stwierdziła, że ich nie lubi, potem okazało się, że prawie nikt nie wie, co to takiego. Po usilnych namowach wychowawczyń spróbowali, a jak już spróbowali, to zajadali się nimi, aż im się uszy trzęsły.
Po kolacji odbyła się dyskoteka. Koloniści dzielą się na tych, którzy dyskoteki kochają i na tych , którzy ich nienawidzą. Wszyscy jednak potulnie zeszli do sali kolumnowej w naszym hotelu i jeśli nie chcieli się bawić, siedzieli po prostu przy stole (telefony były zakazane, ci, którzy je przemycili, mieli je konfiskowane). Niektórzy mieli miny cierpiętnicze, a Patryk, schodząc na dyskotekę, rzekł: 'Boże, dopomóż”
Zabawa była jednak udana. Dziewczyny (a mamy ich większość) to zdecydowanie amatorki tanecznych imprez i bardzo szybko rozkręciły dyskotekę tak skutecznie, że ostatnią belgijkę zatańczyli już prawie wszyscy, w tym wielu chłopców.