Sobotę postanowiliśmy poświęcić na odpoczynek i regenerację sił przed kolejnymi wyprawami. Daliśmy dziś pospać naszym kolonistom i na śniadanie zeszliśmy dopiero o 9:00 (wczoraj ta informacja wzbudziła wielki entuzjazm i burzę oklasków).Po śniadaniu zaś Doma i Ola Cz., jedne z naszych najstarszych uczestniczek i w dodatku weteranki kolonijnych wyjazdów przeprowadziły zabawę integracyjną „Jak masz na imię?”. Była ona okazję do tego, by każdy kolonista powiedział o sobie kilka słów i by więcej się o sobie dowiedzieć.
Czas do obiadu upłynął nam na wspólnych zabawach: grze w bilard, piłkarzyki, uno.
Po obiedzie pogoda zdecydowanie się poprawiła, zaświeciło słońce i zrobiło się ciepło, więc z przyjemnością udaliśmy się na lody i na spacer po okolicy. Po powrocie natomiast zabraliśmy piłki i poszliśmy na boisko, gdzie jedni grali w piłkę nożną, inni w siatkówkę, a jeszcze inni w karty.
Po kolacji mieliśmy niewiele wolnego czasu, bo już o 19:00 pod ośrodek Borowy zajechały cztery wozy konne, które zawiozły nas do góralskiego szałasu. Przejażdżka wozami zawsze jest atrakcją dla uczestników kolonii, zwłaszcza, kiedy jedziemy po wertepach i górkach. W szałasie czekało na nas już rozpalone ognisko, mogliśmy więc od razu przystąpić do pieczenia kiełbasek i chleba. Kiedy już wszyscy się najedli i napili herbaty, przyszedł czas na zabawę i tańce, w tym obowiązkową belgijkę. A ponieważ mamy trochę „nowych” kolonistów, najpierw odbyła się lekcja tańca, która poprowadziły najstarsze dziewczyny. Wszyscy okazali się bardzo pojętnymi uczniami i nasze spotkanie przy ognisku zakończyło się wspólnym odtańczeniem belgijki na łące. Wracaliśmy późnym wieczorem, a ponieważ się ściemniło, górale zapalili nam pochodnie i w akompaniamencie głośnych śpiewów naszych kolonistów zajechaliśmy pod ośrodek przed 22.00.
I tak minął nam czwarty dzień naszego wyjazdu w góry.